4 września 2012

Rozdział drugi. Nouis.

Coś mi mówi, że nie chcecie pytań o pierwszy dzień w szkole. Więc oszczędzę wam tego. Czytajcie i rzecz jasna - komentujcie!




Louis
Na ekranie komputera pojawiło się okienko rozmowy. Hazel.

-Cześć, LouLou xd
-Tyle razy cię prosiłem, żebyś tak mnie nie nazywała! Brzmi jak imię z kreskówki. -.-
-Wiem… Ale uwielbiam cię denerwować. Jak pierwszy dzień w szkole?
-Poznałem fajnego kolesia. Jest spoko.
-Tylko on? xd
-A żebyś wiedziała. Reszta jest jakaś taka mdła.
 -Szkoda.... Jak wygląda?
-Ma farbowane (chyba) blond włosy i niebieskie oczy. Ogólnie jest boski. :D Ma na imię Niall, tak wgl. Ale hetero, więc nie mam szans. :c
-Skąd wiesz, że hetero?
-Komentarz na temat tyłka jednej z dziewczyn to chyba wystarczający dowód, nie?
-Raczej tak. Poznasz mnie z nim?
-Chyba śnisz! Nie ma mowy.
-No proooszę.
-Nie. xd
-Wredota. -.-
-Wiem :P
-Sorry, muszę lecieć, mama mnie woła. Do napisania :*
-Pa :*

Wyłączyłem kompa i przeciągnąłem się. Co by tu teraz porobić? Wiem, pójdę do parku. Chyba potrzebuję kontaktu z naturą xd
Zszedłem na dół, ubrałem się i już miałem wyjść, gdy zaczepiła mnie Fizzy, moja młodsza siostra.
-Gdzie się wybierasz?
-Do parku. A bo co?
-Weź mnie ze sobą – poprosiła.
-Idę pogapić się dziewczynom na tyłki, a to jest coś, co mężczyzna musi zrobić sam, bez młodszej siostry u boku.
-Przecież ty się gapisz na tyłki facetom, nie dziewczynom – prychnęła.
-Ale zasada pozostaje ta sama.

                                               *           *          *

Niall
Ze słuchawek leciała piosenka jednego z moich ulubionych zespołów o tytule Lies. Wydawała mi się odpowiednia na mój aktualny nastrój.
Lies make it better
Lies are forever
Lies to go home to
Lies to wake up to
-Make it better – powiedziałem do siebie w zamyśleniu. – Naprawdę?
Cóż… na razie było dobrze. Louis był świetnym kolesiem. Nie zamierzałem kończyć tak fajnie zaczętej znajomości, wyznając kim jestem. Po prostu nie. Już raz przez to przeszedłem i nie polecam. Serio lubiłem Stephen’a, a nawet czułem do niego coś więcej. Źle odebrałem przypadkowe słowa, nic nie znaczące gesty i… stało się. W kółko zastanawiam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie ten pocałunek. Pewnie lepiej.
Drugi raz tego błędu nie popełnię. Nawet, jeśli oznacza to życie w kłamstwie. A zresztą… Właściwie, to nie powiedziałem jeszcze niczego nieprawdziwego. Rebecca naprawdę miała fajny tyłek. Nie, żebym potrafił to ocenić na poziomie profesjonalnym. William i Nick, którzy siedzieli za mną na geografii rozprawiali o tym przez dobre 10 minut kilka dni temu.
Louis przytaknął mi wtedy, trochę zdziwiony moimi słowami i poszliśmy do stołówki.
-Z kim siedzisz? – spytał. – Mogę się dosiąść?
-Możesz – odrzekłem. – Siedzę sam.
-Dlaczego? – zmarszczył brwi.
-Ludzie… Jakoś mnie nie lubią – wzruszyłem ramionami.
-Mogę wiedzieć, czemu?
-Za coś, co kiedyś zrobiłem… Opowiem ci kiedy indziej, okej?
-Okej – dał za wygraną.
Potrząsnąłem głową. Wspomnienie sprzed kilku godzin było tak żywe, że zapomniałem, gdzie jestem. A byłem na ulicy i właśnie miałem wejść na jezdnię.
-Hej! – zawołał ktoś za mną. Rozpoznałem głos. Co u licha robi tu Louis?
-Spaceruję, a bo co?
Hm, powiedziałem to na głos?
-Tak, powiedziałeś – potwierdził z rozbawieniem.
Odwróciłem się. Jakiś metr ode mnie stał sobie Tomlinson i zanosił się śmiechem.
-Z czego się cieszysz? – spytałem, przekrzywiając głowę na bok.
-Z ciebie – wyznał. – Jesteś strasznie nieogarnięty.
-Foch – zaplotłem ręce na piersi, udając obrażonego.
-No dooobra, sorry.
-FOCH! – krzyknąłem na całe gardło, po czym rzuciłem się do ucieczki. Za sobą słyszałem tupot stóp Louis’ego. Po chwili wpadł na mnie z impetem, w pełnym biegu, przewracając mnie i przy okazji siebie na chodnik.
-Ała – syknąłem, masując obolałe kolano. – Debilu, mogłeś nas zabić.
-Jestem psychopatą – odrzekł krótko. – Mam na to papier, wiesz?
-Taaa? Niby jaki?
-A taki – wyjął z kieszeni świstek i wcisnął mi go do ręki.
Spojrzałem.
-Paragon? – prychnąłem.
-Przeczytaj.
-Mleko migdałowe, deser sojowy, kotlety sojowe, owoce, owoce, owoce, warzywa, warzywa, warzywa, sok pomidorowy… Co to jest?
-Mój jadłospis w stadium początkowym. Jestem weganinem.
-O Chryste. To rzeczywiście, psychiczny jesteś.
-Dzięki – prychnął.
-Ależ nie ma za co, mój drogi.
-Niall?
-Hm?
-Czemu my ciągle siedzimy na chodniku?
-Ty jesteś wariatem, więc siedzisz, a ja dotrzymuję ci towarzystwa.

4 komentarze:

  1. Ogółem mi się podoba, tylko ja jestem zwolenniczką raczej trochę dłuższych opisów odczuć i nieco bardziej rozwiniętych dialogów. Tak czy tak reaguję zawsze tak samo na wiadomość o nowym rozdziale i w trakcie czytania:
    http://24.media.tumblr.com/tumblr_m17hupcqzr1r2lywvo1_500.gif
    To do następnego, mam nadzieję niedługo. Xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahhaa,ich rozmowy są genialne!
    Jak koleżanka z góry, wolę bardziej rozwinięte opisy uczuć
    Do dialogów mam małe zastrzeżenie. Kiedy piszesz wypowiedź, napisz czasem na przykład "-powiedział" albo coś.
    Ale, i tak mi się baaardzo podoba!
    Mam nadzieję, że szybko będzie następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne!!!! Czekam na wiadomo co ... No niech się to wreszcie rozkręci!!!:) Jeden z najlepszych blogów jakie czytam=)

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe ;p tylko czekac az rozwinei sie akcja ;d

    OdpowiedzUsuń