24 października 2012

Rozdział piąty, Nouis & Zarry

                                                                    Louis

    -Brawo Louis – powiedział Niall, kiedy schodziliśmy po schodach. – Bardzo ładna akcja, mogliśmy wyjść z klasy ten kwadrans wcześniej.
    -To nie było zamierzone – obraziłem się, jednocześnie próbując ignorować jego rękę na moich plecach, której ani myślał zdjąć. 
    -W każdym razie akcja była epicka, jak to masz w zwyczaju mówić.  
    -Och, zamknij się – burknąłem. – To nie moja wina, że zasnąłem, nie?   
    -Nie denerwuj się tak – zachichotał. – Weź głęboki oddech. Idziemy na wagary, wszystko będzie dobrze. 
Fuknąłem gniewnie. 
Wyszliśmy ze szkoły bez problemów. Nikt nie zapytał nas, dlaczego opuszczamy jej mury pod koniec trzeciej lekcji. Niall twierdził, że kłopoty zaczną się później, ale wolałem uważać, że ucieczka ujdzie nam całkiem na sucho. A nawet jeśli nie, to wszystko jest lepsze od lekcji chemii, geografii i fizyki następujących po sobie. Kto układał ten plan, ludzie? 
    -To gdzie idziemy? – zagadnąłem. 
    -Nie wiem, gdziekolwiek. Do kina, na spacer czy gdzie tam. O, albo wiem. Mam ochotę na loda.
Parsknąłem cichym śmiechem. 
    -Chcesz się wybrać do burdelu? Uał, niegrzeczny Nialler.
Zarumienił się.
    -Nie o takiego loda mi chodziło. Tylko o takiego z bitą śmietaną i czekoladą – dodał przekornie.
Wyobraziłem sobie Niall’a w takiej sytuacji i przygryzłem dolną wargę. O mój Boże… 
    -Więc? – mruknąłem, myśląc zupełnie o czymś innym. 
    -Więc idziemy do lo… To jest, chciałem powiedzieć, do kawiarni.
    -No cóż – westchnąłem, udając zawiedzionego. – Może innym razem.
    -Nie ma mowy. 
    -Jeszcze się przekonasz do pomysłu – powiedziałem z granitową pewnością.
    -Och, zamknij się.
    -Proszę bardzo.
Milczałem przez kolejne pięć minut, upajając się swoją wizją.
    -Louis?
    -Ooo, to jednak się przekonałeś do rozmowy?
    -Tak. Ale nie o seksie, jesteśmy na ulicy.
    -Nie wiesz, co to dobra zabawa. Muszę cię poznać z moimi przyjaciółmi, zobaczyłbyś prawdziwe, grupowe odpały.
    -Może jednak nie? – zasugerował.
    -Przekonasz się do pomysłu – powtórzyłem. – Wychowam cię na prawdziwego anarchistę, Niall. Zobaczysz, jeszcze razem rozwalimy system.
    -Mój proces wychowania raczej się zakończył, Lou. 
Boże, o czym ja pieprzę? Mówię jakieś głupoty, totalnie nie wiem, co powiedzieć. A on wydaje się taki rozluźniony. Nic dziwnego. Dla niego to po prostu przekomarzanie się z kumplem, a nie bycie sam na sam z chłopakiem, który cię pociąga. O ile na ulicy można być sam na sam, nawiasem mówiąc.
    -Hej, Lou, żyjesz?
    -Tak, a czemu pytasz? – zdziwiłem się.
    -Od kilku minut się nie odzywasz. W twoim przypadku to rzadkość – dodał złośliwie.
    -Chyba mam wyrzuty sumienia – westchnąłem nieszczerze.
    -Wybacz, ale nie wierzę. Zareagowałeś takim entuzjazmem…
    -Podszept szatana.
    -Jestem ateistą, Lou.
    -Ja też. Co nie zmienia faktu, że to był podszept szatana.
    -Nie rozumiem cię – westchnął. – Czy ty przypadkiem nie jesteś kobietą? – przyjrzał mi się uważnie.

                                                                 ~ * ~


    -Odprowadzić cię? – zapytałem. – Mam jeszcze trochę czasu, aż skończą się lekcje.
I przy okazji dowiem się, gdzie mieszkasz – dopowiedziałem w myślach.
    -Możesz. Mój dom jest niedaleko szkoły. Moim zdaniem za blisko. Gdyby był kilka przecznic dalej, mamie nie chciałoby się chodzić na wywiadówki. A tak to mam przerąbane. 
    -Mama nie opuści żadnej wywiadówki po tym, jak mnie wywalili – odparłem ponuro. – Coś okropnego. Chciała nawet mój stary dzienniczek uwag, ale na szczęście dzień wcześniej przezornie schowałem go u Josh’a. Wiesz, wszystkie jej podpisy były podrobione – dodałem gwoli wyjaśnienia.  
    -Domyśliłem się – parsknął. 
    -Jesteś bardzo inteligentnym chłopcem, Niall.
    -Wiem – wyprostował się dumnie. – Mam to po moim ojcu.
    -A czym on się zajmuje?
    -Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami. – Rozwiódł się z mamą zaraz po moim urodzeniu. Nawet go nie pamiętam. Po prostu zawsze, kiedy zrobię coś – cokolwiek – nie tak, mama oskarża o to geny ojca. Na przykład oglądam telewizję, mama podchodzi i mówi ,,No tak, jesteś taki jak twój ojciec, najlepiej siedzieć i nic nie robić.” Ale potem zapomina i za tydzień mówi, że to ADHD, to ja mam po ojcu. Gdyby te wszystkie sytuacje połączyć, okazałoby się, że mój tata był człowiekiem spokojnym, ale żywym, małomównym, ale gadatliwym, nieśmiałym, ale za to bezczelnym…
Roześmiałem się głośno.
    -Masz zajebistą mamę. Muszę ją kiedyś poznać.
    -W porządku. Możesz nawet teraz, tu właśnie mieszkam.
Spojrzałem uważniej na nieduży, żółty domek z ogródkiem i powtórzyłem w myślach jego adres. 
    -Nie, teraz nie mogę. Ale innym razem chętnie.
    -Spoko. To cześć – nagle przybliżył się i objął mnie ramieniem.
    -Cześć – wykrztusiłem, kompletnie oszołomiony.

                                                                    * * *
   
    Nadszedł ten upragniony dzień, czas ciągnął się strasznie, jakby chciał zrobić mi na złość. Nie wiem czemu aż tak bardzo przejąłem się głupim wyjściem do kina. Może dlatego że będzie tam Zayn? Boże, nawet w mojej głowie jego imię brzmi idealnie! Cóż, możliwe, że to on jest powodem, dla którego tak bardzo chcę już iść do tego kina, no ale przecież nie będę z nim sam na sam. Będzie tam mnóstwo innych ludzi. Na pewno też będą tam ładne dziewczyny. Dziewczyny, które są lepsze ode mnie. Dziewczyny, które mają jakiekolwiek szanse u Mulata. Sytuacja była benzadziejna i z każdą minutą odechciewało mi się iść. Przecież tu, w Londynie miało być lepiej.. A tym czasem wszystko się komplikuje. Do piątej została równo godzina, podszedłem do swojej szafy i wyciągnąłem z niej czarne rurki i szarą, rozciągniętą koszulke z małą kieszonką z przodu, na której widniało różowe serduszko. Na ręce zawiązałem czarny rzemyk i dodatkowo ubrałem parę bransoletek. Chwyciłem w dłoń mój ulubiony czarny sweter i ruszyłem na doł po schodkach. W tym momencie poczułem wibracje, a już po chwili po pomieszczeniu rozlegl się dźwięk mojego telefonu. Wydostałem go z tylniej kieszeni moich obcisłych spodni, po czym wcisnąłem zieloną słuchawkę.
     - Halo?
     - Harry? - Usłyszałem po drugiej stronie i uśmiechnąłem się, słysząc ten głos.
     - Tak, to ja. Po co dzwonisz? - Spytałem lekko zdenerwowany, ponieważ bałem się, że z naszego spotkania nic nie wyjdzie.
     - Słuchaj, ja nie dam rady po Ciebie przyjechać... Przepraszam. Oczywiście spotkanie nadal aktualne! - Podkreślił, jakby czytając mi w myślach.
     - Nie ma sprawy, jakoś tam dotrę.
     - Nie gniewasz się? - Spytał a ja prychnąłem cicho. Zły? Na niego? To niemożliwe.
     - Nie, oczywiście, że się nie gniewam. Różne rzeczy się zdarzają.
     - To dobrze, martwiłem się, że będziesz zły... No nie ważne. Muszę już kończyć, do zobaczenia później, Harry.
     - Do zobaczenia, Zayn. - Odpowiedziałem i rozłączyłem się.
Wsunąłem na nogi białe converse przed kostki, po czym podszedłem do wielkiego lustra. Wsunałem w gęste, kręcone włosy swoje smukłe palce, i pozwoliłem im przesunąć się wśród nich płynnym ruchem. Spojrzałem na swoje odbicie i uśmiechnąłem się delikatnie, przez co ukazały się dwa bliźniacze dołeczki, zajmujące miejsce na moich policzkach. Zawsze mówili mi, że te dwie, głupie dziury są urocze. Nigdy nie potrafiłem tego pojąć. Przyglądałem się sobie jeszcze parę chwil, testując swój wygląd w różnych sytuacjach. Musiałem wyglądać na prawde głupio, krzywiąc się do samego siebie. Usłyszałem za sąbą cichy śmiech, a w lustrzanym odbiciu ujrzałem swoją ciotkę, opierająca się o framugę drzwi.
     - Harry, kochanie! Wyglądasz olśniewająco. - Powiedziała kobieta, kierując się w moja stronę. Nie wierzyłem jej, byłem zbyt nieśmiały, za bardzo się nie lubiłem. Nie akceptowałem siebie. Podeszła do mnie i przytuliła mnie, co wyglądało dość zabawnie, bo w porównaniu do mnie, była bardzo niziutka. - Na prawdę, wyglądasz świetnie. Zawrócisz mu w głowie.
     - Oh ciociu, nie przesadzaj. Wyglądam.. Huh, normalnie. - Odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
     - Normalnie? Harry, Normalnie? Czy Ty w ogóle wiesz co mówisz? Wyglądasz po prostu idealnie i wcale nie mówię tego po to, by Cię pocieszyć.
     - Dziękuję. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia. Idziemy całą paczką. - Wymamrotałem.
     - Oh skarbie.. I tym się tak przejmujesz? - Spytała niedowierzając a ja pokwiałem głową. Chciała dodać coś jeszcze, ale przerwałem jej:
     - Dobrze, nie ważne. Będzie to, co ma być. - Westchnąłem cicho i spojrzałem na zegarek - Jest szesnasta trzydzieści, muszę już iść. Do potem, Ciociu. - Powiedziałem i złożyłem deliaktny pocałunek na policzku kobiety.
     - No pa, trzymaj się Harry i baw się dobrze! - Krzynęła za mną kobieta. Machnąłej do niej i zniknąłem za zamykającymi się drzwami.

                                                       ~ * ~  
                                                   {Bryan Adams - Everything I do}
                                                    Look into my eyes - you will see
                                                          What you mean to me

     - Harry? - Usłyszałem za sobą czyjść znajomy głos. Odwróciłem się i ujrzałem idealną twarz Zayna. Uśmiechał się, a jego ciemne oczy aż promieniały. Był piękny. Na prawdę piękny.
     - Cz.. Cześć. - Zająknąłem się i odwzajemniłem uśmiech.
     - Długo czekasz? - Spytał a ja pokręciłem głową. - Huh, to dobrze. Wiesz, plany troszkę się pozmieniały.. - Powiedział niepewnie, a ja nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Przez moją głowe przeszło miliard roznych myśli, jedna gorsza od drugiej. Czy zaraz powie mi, ze jednak nie chce, żebym szedł? A może to jego nzajomi nie chcą? Może robił sobie ze mnie żarty? Może dowiedział się o mojej orientacji i się przestraszył? Może mnie nie akceptuje? Albo... - Moich znajomych nie będzie. - Odezwał się w końcu. - No i... Może to głupie bo w ogóle się nie znamy, ale zechciałbyś pójść tylko ze mną? Skoro już tu jesteśmy...? Oczywiście zrozumiem jeśli odmówisz ale...
     - Oj cicho już. - Przerwałem mu. - Jasne, że chcę.- Chłopak tylko uśmiechął się w odpowiedzi. Kupiliśmy jakieś przekąski i udaliśmy się w stronę sali o numerze trzy. Zajęliśmy swoje miejsca, które były idealne. Boże, z nim wszystko jest idealne! W pomieszczeniu nie było zbyt wielu ludzi, może z trzy, czetry pary i paru pojedyńczych ludzi. Tak w ogóle, kto chodzi do kina samemu? Nie ważne. Tak na prawdę, nie wiedziałem na jaki film poszedłem, ale to nie było ważne.
     - Lubisz horrory? - Spytał w końcu, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy. - To dlaczego zgodziłeś się ze mną pójść? - Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przęknąłem głośno ślinę.
     - Nie chciałem spędzać tego wieczoru samotnie. - Wzruszyłem ramionami, i pogratulowałem sobie wymówki. Zabrzmiałem przekonująco. Chłopak nic już nie dopowiedział tylko uśmiechnął się deliktanie, na co odpowiedziałem tym samym. Po paru minutach reklam, wszystkie światła zgasły, a film się zaczął. Przez pierwsze pół godziny, może więcej był niczego sobie. Ale później się zaczęło. Starałem się nie bać, ale czasami z mojego gardła wymykały się niepochamowane piski bądź okrzyki strachu. Czasami były to przekleństwa, które rozśmieszały starszego chłopaka. A gdy on chichotał, ja posyłałem mu mordercze spojrzenia. Przy pewnej scenie, bardzo obrzydliwej z resztą, zrobiło mi się nie dobrze i na prawde odechciało mi się to oglądać. Bałem się, chociaż staralem się tego nie pokazywać. Zayn okazał się jednak mądrzejszy niz mi się zdawało.
     - Boisz się? - Spytał nachylając się do mnie, a ciepłe powietrze z jego ust owiało moją szyje i ucho. Zrobiło mi się duszno.
     - N-Nie..
     - Przecież widzę. - Powiedział z lekkim rozbawieniem, po czym stało się coś, czego nidy bym się nie spodziewał. Objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie, tak, że moja głowa przylegała do jego klatki piersiowej. Swoją drugą ręką chwicił moją, a kciukiem zaczął uspokajająco gładzić zewnętrznął część mojej dłoni. Odebrało mi mowę. Straciłem nad sobą panowanie. Jeju.. On tak pięknie pachnie...
     - Lepiej? - Usłyszałem jego głos, który wybudził mnie z zamyślenia.
     - Tak, dzięki... - Powiedziałem dosc niepewnie i pokiwałem głową, by potwierdzić swoje słowa.
     - Nie ma sprawy. - Odezwał się, a ja, dałbym przysiądź, że poczułem jego usta na swojej głowie. On pocałował mnie we włosy!
     - Z-Zayn.. Co robisz? - Spytałem, nie potrafiąc kontrolować swojego głosu.
     - Nic takiego... - Szepnął do mojego ucha. - Próbuję Cię uspokoić. Jesteś strasznie spięty... Harry - Mruknął do mojego ucha a wzdłuż mojego kręgosłupu przebiegł przyjemny dreszcz. Mruknąłem cichutko.
     - Podoba Ci się, no nie? - Spytał a ja kiwnąłem głową. Nie wiiedziałem co się ze mną dzieje. Co ten chłopak wyprawiał ze mną, nie robiąc tak na prawdę nic znaczącego. - Muszę Ci coś powiedzieć, Harry. - Ponownie szepnął. Moje imie wypowiadane przez niego.. Brzmiało inaczej niż zwykle. Brzmiało pięknie. - Podobasz mi się. - Usłyszałem jego cichy głos przy moim uchu. Czy ja śnie?
     - Że co proszę? - Spytałem drżącym głosem a chłopak zasmial się wesoło. Mniee ta sytuacja wcale nie bawiła.
     - Słuchaj, Hazz - Zaczął cicho, a moje serce mało co nie wyskoczyło z piersi. On tak pięknie zdrobnił moje imię! - Podobasz mi się od samego początku. Myślisz że.. Że to wszystko... To że jesteśmy tu sami i że wybrałem akurat horror to przypadek?
     - Ale.. S-skąd miałes pewność że.. Że się zgodzę?
     - Twoja ciocia... Ona jest jak każda kobieta, nie potrafi trzymac języka za zębami. Ale może to i dobrze. Przynajmniej wiemy na czym stoimy. - Powiedział, a ja zaśmiałem się. W pierwszyn momencie miałem ochotę wyrządzic mojej ukochanej cioci wielką, na prawdę wielką krzywdę. Jednak.. Patrząc na to z innej perspektywy, byłem jej cholernie wdzięczny. Wszystkie wątpliwości nagle uleciały. Co z tego że jestem gejem? Moja orientacja nie ma wpływu na to, kim jestem i na to, czy jestem szczęśliwy... A wiem, że przy Zayn'ie będę i to, że znamy się tak krótko nie ma większego znaczenia. Nie wiem co będzie dalej. Jak narazie cieszę się tym że jest przy mnie i że mogę spędzać z nim czas. Jak potoczy się ta znajomość? Uwierzcie, że też jestem tego ciekaw.
____________________________________________________________________________
Witajcie kochani! Dum dum dum, wiecie kto mowi? Tak, Lulo! Postanowiłam wrócić. Paula się zgodziła, teraz decyzja należy do was! Za niedługo na blogu pojawi się ankieta, kto ma pisać Zarry'ego. Nie wiem, czy wolicie go w moim wykonaniu, czy może jej... (:
No, mniejsza z tym, mam nadzieje że się wam podobało! Także do następnego! xxx ♥

20 października 2012

Poooleeecaaam.

Witajcie!
Nie, nie napisałam kolejnego rozdziału,  ale za to chciałam wam zaproponować inne opowiadanie, które pisze moja przyjaciółka. Konkretnie to pisała, bo epilog pojawił się już jakiś czas temu. Naprawdę warto przeczytać, ja czekałam niecierpliwie na każdy rozdział. Polecam wam tego bloga, jest naprawdę świetny.


http://beforeyouleavemetoday1d.blogspot.com/

Oto link, który jest również w To Czytamy.

17 października 2012

Rozdział czwarty. Zarry.

Drodzy parafianie!
Ponieważ pojawiło się sporo próśb o dłuższe rozdziały, postanowiłam wyjaśnić sprawę. Rozdziały będą krótkie, bo:
1) Preferuję taką formę pisania
2) Krótsze rozdziały piszę szybciej, czyli częściej dodaję
3) Jestem dzieckiem szatana i będę was torturować (devil laugh)
Zapoznawszy się z wyżej wymienionymi powodami cieszcie się kolejną porcją mojej radosnej twórczości idioty.



-I co? – ciotka odwróciła się na przednim siedzeniu i spojrzała na mnie badawczo. – Pierwszy dzień, a ja już muszę po ciebie przyjeżdżać później, bo się szlajasz z nowymi znajomymi. Co będzie jutro, impreza? – w jej oczach zamigotały wesołe iskierki.
-Ciociu, ale rusz może, co? – zasugerowałem. – Blokujemy drogę. Wszystko ci powiem, obiecuję.
Odwróciła się i nacisnęła pedał gazu.
-Słucham.
-Więc. Hm. Tak. Nooo, poznałem trzy fajne dziewczyny i one wyciągnęły mnie po lekcjach do sklepu muzycznego.
-I? Co takiego ciekawego było w tym sklepie? Widzę w lusterku, że się rumienisz.
Wziąłem głęboki oddech.
-Zayn.
-CO?! O Boże, naprawdę?!
Odchyliłem głowę do tyłu i oparłem ja na zagłówku.
-Nie puść kierownicy – poprosiłem zrezygnowanym tonem.
-Zachowuję się jakbyś był moją nastoletnią przyjaciółką, prawda?
-Prawda – westchnąłem. – Ale nie przeszkadza mi to. Po prostu przez ostatnie kilka godzin Claire, Diana i Muriel szczebiotały dokładnie w ten sam sposób. Doszedłem do wniosku, że wszystkie kobiety są identyczne.
-Nieprawda!
-Prawda.
-Nieprawda, po prostu mamy podobne reakcje i sposób wyrażania się. Wolałbyś, żebym była sztywną jak kołek nadopiekuńczą ciotką?
-Nie, oczywiście, że nie.
-Za późno – zachichotała, po czym spoważniała. – Haroldzie, jak tam w szkole? – podwyższyła głos i nadała mu protekcjonalną nutę.
-W sumie okej.
-Proszę nie używać takiego słownictwa. Jest tyle pięknych słów, a ty wyrażasz się jak chuligan. To nie jest język, to jest – z obrzydzeniem wykrzywiła wargi – slang.
-Dobrze, ciociu.
-Więc zacznijmy od początku. Jak tam w szkole, Haroldzie?
-Doskonale, ciociu.
-To wspaniale. Poznałeś miłych kolegów?
-Nie, ciociu.
-Dlaczegóż?
-Nie wiem, ciociu.
-Więc może koleżanki?
-Tak, ciociu.
-A ileż?
-Trzy, ciociu.
-Och, to sporo. Czy któraś z nich nadaje się na twoją sympatię?
-Nie, ciociu.
-Czemuż?
-Bo jestem gejem, ciociu.
-Haroldzie! Proszę nawet nie mówić takich rzeczy! Doprawdy, niesmaczne żarty.
-Ale to prawda, ciociu.
-Powtarzam, zamilcz!
Zamilkłem.
Po chwili ciotka odezwała się swoim zwykłym głosem:
-Widzisz?
-To ja już wolę piszczenie – powiedziałem, zrezygnowany.
-Wszystko opiera się na kontraście – powiedziała zamyślona, wpatrując się w drogę przed sobą.

                                                   *               *                 *

Dzwonił telefon. Leżałem na kanapie z książką i niekoniecznie chciało mi się wstawać. Oszczędziła mi tego ciotka, wołając:
-Odbiorę!
Wróciłem do lektury, ale nie dane mi było ponownie się w nią zagłębić, ponieważ w trzydzieści sekund później ciocia zawołała:
-Harry! Do ciebie!
Niechętnie wstałem i podszedłem do aparatu. Kto, do cholery, mógł chcieć się ze mną skontaktować? Przecież nie rodzice. Ciocia dzwoniła do nich od razu po moim przyjeździe, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku i nie chcieli ze mną rozmawiać. Kazali tylko przekazać, że jeśli zdecyduję się na leczenie, to w każdej chwili mogę wrócić.
-To Zayn – powiedziała ciocia samym ruchem warg.
Aaa, Za…
CO?!
Stanąłem jak wryty. Serce mi waliło.
Zayn? Zayn?! Czego on do cholery mógł chcieć? Przez mózg przeleciały mi możliwości. Numer Diany, numer Claire, numer Muriel, zostawiłem coś w sklepie (ale co?), uszkodziliśmy którąś z gitar i mamy kłopoty…
Dobra, ogar. Nie dowiem się, dopóki nie przyłożę do ucha tej cholernej słuchawki.
-Halo? – ha! Nie zająknąłem się!
-Cześć, Harry – on ma jednak boski głos, naprawdę. Powinien śpiewać. A, ja mam coś odpowiedzieć? Ale co? A, wiem.
-Cześć, Zayn – kocham wymawiać jego imię. Chwila, on coś mówi.
-Słuchaj, jest taka sprawa. Wybieram się jutro do kina z paczką. I mój przyjaciel Josh właśnie wysłał mi SMS-a, że leży w łóżku i ma czterdzieści stopni gorączki.
-I co w związku z tym? – doskonale, Harry! Składna wypowiedź z leciutką dawką ironii.
-Mamy jedno wolne miejsce, bo rezerwację zrobiliśmy dwa dni temu. Pasuje ci jutro o piątej? Przyjadę po ciebie.
OmójBożeomójBożeomójBożeomójBożeomójBoże.
-Tak, pasuje mi. A w ogóle, na co idziemy?
Wymienił nazwę jakiegoś filmu, ale moja uwaga była, delikatnie mówiąc, nieco rozproszona, więc nie usłyszałem. Po prostu odpowiedziałem:
-W porządku.
-No to do zobaczenia jutro o piątej.
-Cześć.
Odłożyłem słuchawkę i odwróciłem się do ciotki, która z piskiem rzuciła mi się na szyję. 

Jeżeli chcecie, napiszcie w komentarzu, co chcielibyście, żeby zdarzyło się w kinie. Uprzedzam, że nie gwarantuję posłuchania was, ale próbować można, nie? 

11 października 2012

Rozdział czwarty. Nouis.



 Niall
There’s nothing to lose
When no one knows your name
There’s nothing to gain
But the days don’t seem to…
-Nialler!
Aż podskoczyłem.
-Co ty tu robisz? Po raz drugi w ciągu 24 godzin wyrastasz spod ziemi – spojrzałem na niego kątem oka.
-Wcale nie wyrosłem spod ziemi. Po prostu przed chwilą wysiadłem z autobusu. Jak widać na załączonym obrazku, właśnie przechodzimy koło przystanku. No, ale ciebie pochłonęły jakieś gorące rytmy, więc chyba niespecjalnie kontaktujesz. Mam rację?
-To nie są gorące rytmy – obraziłem się. – To jest Billy Talent. I dlaczego nazwałeś mnie Nialler’em?
-O Boże – przewrócił oczami. – Żeby nie powtarzać się w kółko z Niall’em. Czy ty nie masz żadnych ksywek? Jak na ciebie mówią?
-Niall. Albo Horan.
Albo pedał – dodałem w myślach.
-Jezu. Biedne dziecko. Hazel nazywa mnie LouLou, Josh Lou, a Zayn Tommo. A siostry Jennifer.
-Co?
-Masakryczna sprawa. Rodzina dysponuje moimi zdjęciami w damskich ciuchach. Miałem pięć lat i kuzynka przebrała mnie za dziewczynkę. Otrzymałem imię Jennifer. Ciągnie się to za mną od dwunastu lat, kumasz?
-O Boże – roześmiałem się, jednocześnie robiąc facepalm’a.
-W ogóle, całe moje życie to pasmo cierpień i niepowodzeń – powiedział dramatycznym głosem.
-Ach jakże mi ciebie żal? Może psycholog?
-Próbowałem. Ale mama nie chce mi dać kasy na wizytę.
-A państwowo nie możesz się zapisać?
-Za duża kolejka. Rozumiesz zasadę? Potnę się chyba. Łyżeczką.
Właśnie mijaliśmy bramę szkoły, gdy…
-Ooooch, cześć Louis! – zawołało na raz z 10 dziewczyn. – Co tam?
-Rozważam samobójstwo za pomocą tępego narzędzia, a co?
-O mój Boże, dlaczego? – zaszczebiotała tleniona blondynka w różowych rurkach.
-Bo tuzin idiotek stoi mi na drodze i nie daje przejść dalej. I oko ci się rozmazało, ślicznotko.
Odeszliśmy kawałek, jednak wciąż dobiegały nas piski ,,Nazwał mnie ślicznotką! Słyszałyście? Omygy!”
-Nie cierpię plastików – fuknął Lou. – I skąd znają moje imię? Żadna nie jest z naszej klasy chyba, nie?
-Człowieku, rozejrzyj się dookoła. Jesteś jednym z największych ciach w szkole, wszystkie dziewczyny już wiedzą o tobie wszystko.
-O akcji z Jennifer też? – rozejrzał się przerażony, jakby spodziewał się dowodów swojej kompromitacji.
-Nie – zachichotałem. – O tym raczej nie. Miałem na myśli raczej rodzaj butów, markę koszulki, krój dżinsów, metkę na plecaku i wszystkie informacje, które zamieściłeś na facebook’u.
-I po co im to?
-Bo dziewczyny uwielbiają sobie o takich rzeczach opowiadać godzinami. Po to.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Mam mamę i trzy ciotki. Wystarczy umieć słuchać.

Louis

Niall, nudzi mi się xd
-.- To oczywiste. Przecież właśnie mamy chemię, prawda?
Ale mi się naprawdę nudzi :D
Wyobraź sobie, że mi też. I co zamierzasz zrobić z tym faktem?
Och, możliwości jest wiele.
Na przykład?
Możemy zapytać nauczycielkę, jaki nosi rozmiar stanika. Mogę zacząć coś śpiewać. Albo położyć nogi na ławce. Albo wstać i zacząć stepować. To tylko część pomysłów.
Louis, debilu. Może w twojej szkole takie rzeczy uchodzą na sucho, ale w tej absolutnie nie. Wywalą nas oboje, a twoja mama obedrze cię ze skóry. Chcesz tego?
No… nie. Naprawdę nie możemy nic odwalić?
Naprawdę.
A próbowałeś kiedyś?
W sumie nie.
No to skąd możesz wiedzieć? Zróbmy coś, może za pierwszy wyskok nas nie wyrzucą.
Mam pomysł. Pójdziemy na kompromis.
Co masz na myśli?
Wysiedzimy grzecznie te 20 minut. A potem zwiejemy z geografii. Co ty na to?
Nialler, słońce, jesteś pieprzonym geniuszem.
Och, wiem xd

Uśmiechnięty od ucha do ucha włożyłem kartkę do książki, po czym odchyliłem się do tyłu na krześle i z zainteresowaniem spojrzałem w sufit. Głos nauczycielki działał usypiająco, było ciepło i nudno…
…Ocknąłem się kilka sekund później, leżąc na oparciu krzesła, które z kolei znajdowało się na podłodze. Dokuczały mi plecy, a w głowie pulsował tępy ból. Nad sobą zobaczyłem twarz Niall’a, który poczerwieniał ze śmiechu.
-Czy nikt ci nie powiedział, że podczas bujania na krześle się nie zasypia? – spytał, ocierając łzę wesołości.
-Panie Tomlinson, wszystko w porządku? – zainteresowała się panna Oliver, stając nade mną.
-Chyba tak – odpowiedziałem.
Nialler rzucił mi znaczące spojrzenie.
-Ale wolałbym iść do pielęgniarki – dodałem szybko.
-W porządku. Kto chce zaprowadzić pana Tomlinson’a do gabinetu?
Rękę podniosły wszystkie dziewczyny plus Horan.
-To może Niall – zdecydowałem, zbierając się z podłogi.
Blondyn wstał z krzesła, objął mnie ramieniem i wyszliśmy z klasy.

2 października 2012

Rozdział trzeci. Zarry.

Drodzy moi!
Przedstawiam wam kolejną część Zarry'ego. Cóż więcej mogę rzec?
Aha, komentujcie.



Harry
Cóż… W sumie nie było tak źle. Na wszystkich sześciu lekcjach siedziałem z sympatyczną szatynką Dianą, a na przerwie gawędziłem z jej dwoma koleżankami – Muriel i Claire. Każdy chłopak na moim miejscu byłby szczęśliwy (trzy laski na raz), ale mnie cieszyło, że mam z kim porozmawiać i nie muszę spędzać przerw samotnie. Zacząłem mieć nadzieję, że naprawdę się tu odnajdę i spędzę fajny rok, zanim pójdę na studia.
-Harry, obudź się no! – Diana szturchnęła mnie w ramię.
-Co? – spytałem nieprzytomnie.
Przewróciła oczami.
-Nic. Nie przeszkadzaj sobie. Od pięciu minut gapisz się w przestrzeń, ale to nic.
-A co ci to przeszkadza? – zdziwiła się Claire.
-Mi nie przeszkadza. Ale Wright zdążył zrobić trzy zadania. A Harry godzinę temu mówił, że całkiem nie ogarnia matematyki.
-Wytłumaczysz mi później – mruknąłem i położyłem głowę na rękach.
Fuknęła gniewnie i z powrotem wbiła wzrok w tablicę.
Po lekcji Muriel spytała:
-Ej, co teraz robisz?
-Nic chyba. A co?
-Bo widzisz, my idziemy teraz do sklepu muzycznego. Chcesz też?
-Mogę iść. A któraś z was na czymś gra, czy tak tylko?
-Tak tylko. Obejrzeć…
-…chłopaka – dokończyła Diana.
-Omójbosze, on jest boski – westchnęła Claire. – Pracuje tam – dodała.
-Znaczy, wy będziecie kręcić się po sklepie i chichotać, a ja mam tam kwitnąć? – upewniłem się.
-Proooszę – Muriel spojrzała na mnie błagalnie.
-No dobrze. Co mi szkodzi. I tak jestem gejem.
O jasna cholera. Tego nie chciałem powiedzieć.
-Jesteś gejem?! – pisnęły i rzuciły mi się na szyję. – Ale ekstra!
Wytrzeszczyłem oczy. Z czego one się tak cieszą?
Musiały zauważyć moje zaskoczenie, bo Claire wytłumaczyła usłużnie:
-Geje są słodcy.
-Pierwsze słyszę – pokręciłem głową ze zdziwieniem.
-Są są.
-Zawsze chciałyśmy mieć kumpla geja – dodała Muriel.
-To znaczy, że chłopakiem ze sklepu muzycznego jesteś tak samo zainteresowany jak my – zauważyła Diana. – W takim razie musisz iść z nami. Daję słowo, jak go zobaczysz, to zemdlejesz.
-A on zrobi ci usta-usta – zachichotała Claire.
-Jesteście okropne – mimo woli się uśmiechnąłem.
No i poszliśmy do tego sklepu. Ledwo przekroczyłem próg pomieszczenia, mój wzrok padł na chłopaka za ladą. Przez jakieś dwie sekundy się w niego wpatrywałem, po czym powiedziałem:
-Cześć, Zayn.
Tak, to był on. Widziałem go raz w życiu, ale jego twarz utkwiła mi w pamięci.
-Cześć, Harry – odpowiedział w uśmiechem. – Oddałeś ten talerz?
-Położyłem go w kuchni – odrzekłem z przesadną powagą.
-Jaki talerz? – kiedy Diana była podniecona, głos podwyższał się jej o oktawę. – O co chodzi? Znacie się?
-No, można tak powiedzieć – Zayn przekrzywił lekko głowę.
-Widzieliśmy się raz – dodałem. – Przyszedł, bo jego mama chciała oddać talerz mojej cioci.
-To takie romantyczne – odezwała się Muriel, za co zarobiła łokciem pod żebro od Claire.
Odeszliśmy kilka kroków, udając że oglądamy gitary elektryczne.
-Jesteś czerwony, wiesz? – szepnęła mi Diana do ucha. A na głos powiedziała – Ta czarna jest najładniejsza.
-No co ty? – oburzyła się Muriel. – Zielono-niebieska jest najładniejsza.
-Czarna jest lepsza – zawołał Zayn z drugiego końca sklepu.
-W łóżku – dokończyła Di.
-Nie sprawdzałem.
-To sprawdź. Jutro nam powiesz.
-Nie gustuję w gitarach.
-To Harry sprawdzi.
-Nie ma mowy – fuknąłem. – Też nie gustuję w gitarach.
-Jest w ogóle ktoś, kto gustuje?
-Nie mam pojęcia.
-Rozmowa, którą prowadzicie, jest bez sensu – stwierdziła Muriel.
-Nie ma mieć sensu, ma być zabawna – odpowiedziała Diana.
-Nie jest zabawna.
-Jest.
-Nie, nie jest.
-O Boże – Zayn ukrył twarz w dłoniach.
-Co?
-Myślę, że przeraził go niski poziom waszej konwersacji – odrzekłem.