Drodzy Parafianie!
Dostałam dzikiej weny i rozdział jest dwa razy dłuższy niż teoretycznie powinien. Mam nadzieję, że wam się spodoba - miałam mnóstwo frajdy przy pisaniu go. Enjoy and comment, dear readers!
Niall
-Louis, wszystko ok? – spojrzałem na niego z troską. – Masz
cienie pod oczami.
-Nic dziwnego, nie spałem pół nocy – z roztargnieniem potarł
powieki palcami.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Nie mogłem zasnąć, a potem śniło mi się, że będę
mieszkał z nauczycielką geografii.
Uśmiechnąłem się cierpko.
-Wyszła z telewizora? – zainteresowałem się.
-Pudło, mój drogi. Z mikrofali.
-Pomysłowe. I co było dalej?
-Wyciągnęła walizkę z piekarnika i powiedział, że się
wprowadza. Obudziłem się z krzykiem.
Uwielbiałem te nasze rozmowy. W większości nie miały żadnego
sensu i brzmiały dość surrealistycznie, ale i tak je kochałem. Brzmienie jego
głosu, kiedy z najwyższą powagą opowiadał kolejną bzdurę… Jego oczy, które
nigdy nie przestawały się uśmiechać… Jego usta, które często przygryzał, myśląc
nad wystarczająco ciętą odpowiedzią…
Pani Pierce jeszcze nie było. W naszej drogiej szkole
nauczyciele nie mieli w zwyczaju zjawiać się punktualnie.
Dlatego Tom mógł swobodnie wydzierać się na Chris’a –
klasowego prymusa. Przynajmniej ja go tak w myślach nazywałem. Dla innych był
po prostu tym kujonem, Holt’em.
-Miałeś mi podpowiadać, kretynie! Przez ciebie dostanę
kolejną pałę!
-Debil! – poparł go Mark.
-Masz przejebane! Już nie żyjesz! Przez ciebie nie zdam!
Zwykle nie angażowałem się w takie sytuacje, ale teraz nie
mogłem wytrzymać. To było tak jawnie niesprawiedliwe, że wstałem i zawołałem:
-Tom, weź się ogarnij! Chris siedział trzy ławki od ciebie,
co niby mógłby zrobić? To nie jego wina, że tobie nie chciało się nawet własnej
ściągi zrobić.
-A ty się nie odzywaj! – wrzasnął Thomas, czerwony i coraz
bardziej wkurzony. – Pedałem jesteś, więc zamknij mordę!
Zastygłem. Jednym zdaniem chłopak zniszczył to, co budowałem
prawie od miesiąca. Wyciągnął na światło dzienne to, co tak bardzo starałem się
ukryć przed Louis’m. Nie miałem pojęcia, jak to teraz naprawię.
Chwyciłem swój plecak i wypadłem z klasy. Wybiegłem ze
szkoły i skierowałem się w pierwszą lepszą boczną uliczkę. Nie obchodziło mnie,
dokąd zmierzam. Po prostu chciałem uciec od wszystkiego, a w szczególności od
siebie. Zbudowałem przyjaźń na kłamstwie i teraz ponosiłem tego konsekwencje.
Lou już nigdy mi nie zaufa, nie po czymś takim.
W końcu zatrzymałem się, bo ulica kończyła się ślepym
zaułkiem. Usiadłem na niskim murku i oparłem brodę na dłoni. W tym momencie nie
miałem siły absolutnie na nic. Ani na powrót do szkoły, ani do domu. Nie miałem
też ochoty włóczyć się po mieście, jak zawsze, kiedy miałem problem. Po prostu
siedziałem. Po mniej więcej kwadransie przestałem czuć cokolwiek, jakby ktoś
wyłączył moje emocje. Pierwszy raz doświadczyłem czegoś takiego. Nie potrafię
opisać, jaką ulgę poczułem. Nic nie było ważne, wszystko odpływało. Jak w
transie podniosłem z chodnika kawałek szkła i zrobiłem małe, lecz głębokie
nacięcie w miejscu między kciukiem a palcem wskazującym.
Cholera, chciałem tu mieć tatuaż – pomyślałem nagle i
roześmiałem się histerycznie. Zanosiłem się śmiechem, pochylony do przodu. Otarłem
twarz dłonią, przez co krew ubrudziła mi policzek i usta. W końcu uspokoiłem
się znowu wpatrzyłem w przestrzeń.
-O Chryste, wyglądasz jak wampir – usłyszałem cienki głosik.
Ze dwa metry ode mnie stała dziewczynka, mająca na oko 10 lat. Blond włosy
zaplotła w dwa warkoczyki, a niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z powagą.
Podeszła i usiadła obok mnie.
-Kim jesteś? – spytałem, zszokowany.
-Mieszkam obok – odpowiedziała wymijająco, oglądając moją
rękę. – Ależ będziesz miał seksowną sznytę.
-Zapewne.
-Czym zrobiłeś?
-A szkiełkiem – byłem w takim stanie psychicznym, że rozmowa
o cięciu się z 10-latką nie wydawała mi się niczym dziwnym.
-Tym? – wskazała na zakrwawiony odłamek leżący obok mojego
buta..
-Tym.
-Będzie ci się paprać – stwierdziła. – Chcesz jechać do
szpitala? Tu niedaleko jest przystanek autobusowy, wiem jak dojechać. Mama mnie
tam kiedyś zabrała, jak spadłam z roweru.
-Nie, poradzę sobie.
-Jak chcesz. Jestem Sheilla, a ty?
-Niall. Gdzie jest twoja mama?
-W pracy, a gdzie?
-A czemu nie ma cię w szkole?
-Bolało mnie gardło rano. Niall, wiesz co?
-Co?
-Pójdziesz ze mną do domu i ja ci przemyję tę rękę.
-A umiesz?
-Nie.
-To jak zamierzasz tego dokonać, hm?
-Metodą prób i błędów! – oznajmiła radośnie i zaczęła mnie
ciągnąć za zdrową dłoń. – No chodź.
-Sheilla, co by powiedziała twoja mama, gdyby dowiedziała
się, że zapraszasz nieznajomych do mieszkania?
-Zaczęłaby się śmiać i powiedziała, że zachowuję się jak
prawdziwa córka hipiski. Zresztą nie jestem sama, Estelle jest w domu. To moja
siostra.
Rozbawiony, wstałem i poszedłem za dziewczynką. Mieszkała kilkadziesiąt
metrów dalej. Otworzyła drzwi własnym kluczem i zawołała:
-Elle! Wróciłam! Mam dla ciebie ofiaaaarę!
O kurwa.
-Żartowałam – roześmiała się perliście.
Z pokoju po lewej stronie korytarza wyszła dziewczyna,
jakieś 16, może 17 lat. Miała ciemne włosy spięte w kok na czubku głowy, ubrała
się na czarno, w koszulkę z Metallic’ą i rurki. Nadgarstek zdobiła pieszczocha
z podwójnym rzędem ćwieków. Zmierzyła mnie wzrokiem.
-Na nowego chłopaka mamy nie wyglądasz. Sheilla, to twój
kumpel?
-Dokładnie – wyszczebiotała dziewczynka. – Rozwalił sobie
rękę o szkło. Możesz mi powiedzieć, gdzie mama chowa wodę utlenioną?
-W szafce nad zlewem. Wiesz co, może lepiej ja go opatrzę,
co?
-Jesteś aniołem, El.
-Aniołem Śmierci, chciałaś powiedzieć.
Przeszła kilka kroków, i stanęła pół metra ode mnie.
-Estelle. Witaj w wariatkowie.
-Niall. – podałem jej rękę. Całe szczęście, że rozwaliłem
sobie lewą.
-Chodź.
Udaliśmy się do kuchni, dziewczyna wyjęła wacik i wodę
utlenioną. Zaczęła przemywać moją dłoń.
-Nie krzycz, błagam. Głowa mnie boli. Możesz się rozpłakać,
byle cicho.
Piekło jak cholera, ale nie wydałem żadnego dźwięku.
-Obawiam się, że bandaży nie ma na składzie. Potrzebujesz
jeszcze czegoś?
-Nie, dzięki. Zaraz się zmywam, tylko umyję twarz –
podszedłem do zlewu.
-Nie idź, proszę! – Sheilla uwiesiła się mojego ramienia.
-A która jest?
-Dopiero wpół do dziesiątej,
Hm, lekcje kończyłem o trzeciej, miałem mnóstwo czasu.
-Możesz zostać na herbatę – zaproponowała Estelle.
-Dzięki. Nie bardzo mam gdzie się podziać. Zwiałem z szkoły.
-Ooooch, niegrzeczny chłopiec.
-A ty?
-Mnie mama uczy w domu. Wiesz, eksperymentalnie. Dwie
dziewczynki, jedna wychowana tak, druga inaczej. Potem ma zamiar napisać o nas
książkę. Jestem próbą doświadczalną, czujesz?
-Niefajnie.
Elle krzątała się po kuchni, wciąż mówiąc.
-W ogóle, nasze życie, to jest moje i Sheill jest strasznie
pokręcone. Kiedy mama miała 17 lat, wybrała się do hipisowskiej komuny. Było
bardzo fajnie, poznała bardzo miłego chłopaka, który zrobił jej dziecko.
Kompletnie go nie kojarzy, bo była troszeczkę na haju. Pamięta tylko, że miał
brodę. Fajna wskazówka dla dziewczynki, która chce cos wiedzieć o ojcu, ale nie
narzekam. W sumie miałam szczęśliwe dzieciństwo. Mama uczyła mnie w domu, o ile
znalazła czas pomiędzy pracą a licznymi chłopakami. Z jednym takim zaszła w
ciążę. Kompletny dupek. Sama nie wiem, dlaczego Sheilla jest w porządku,
naprawdę nie miała po kim odziedziczyć fajnych genów. Luke zjawia się tu raz na
kwartał, wręcza mi kasę, a swojej córce kolejną lalkę Barbie. Rozlicza się z
alimentów i znika.
-Nie znoszę tych lalek – wtrąciła dziewczynka.
-Tak, są okropne. Ostatnio nakręciłyśmy z nimi wywiad. Jedna
była anorektyczką, druga alkoholiczką, jeszcze inna narkomanką… W sumie z tuzin
kilkuminutowych filmików. Są cholernie zabawne. Sheill zadaje pytania, a ja
odpowiadam.
-Dam ci fejsa, prześlesz mi – zaproponowałem.
-Dobry pomysł. Nazwisko?
-Horan. Niall Horan.
-Boże, nazywasz się normalnie. Ale ci zazdroszczę. Serio,
Estelle? I tak dobrze, że nie nazwała mnie Shannon.
-Przecież to rzeka w Irlandii – zdziwiłem się.
-No właśnie. Problem w tym, że nazwa pochodzi od jakiejś
celtyckiej boginki. Mama ma zajoba na punkcie Celtów. Czasem mnie przeraża.
-A czym się zajmuje? – zainteresowałem się.
-Pracuje w biurze matrymonialnym. Kojarzy pary za pomocą
jakiejś metody zen. Kompletne bzdury moim zdaniem, ale ludzi to jara i podobno
się sprawdza.
Paplała dalej, z beztroską zabarwioną sporą dawką ironii.
Słuchając jej opowieści wypiłem szklankę herbaty, zjadłem kilka ciastek i
przesiedziałem dość długo. Dowiedziałem się na przykład, że Estelle stylizuje
się na metala głównie po to, żeby zdenerwować mamę. W przyszłości zamierza
wychować Sheill na swój obraz i podobieństwo. Małą to bawi, a każda droga buntu
jest dobra.
-Spróbuj – uśmiechnęła się. – Puszczanie black norwegian
metal na cały regulator działa zawsze. Na każdego. Naprawdę.
-Wierzę.